Rok na wosku.

Tempus fugit jak to mawili koleżkowie w starej-żytności. Chyłkiem-cichcem także tutaj w tym czasie i geopolitycznym zawirowaniu stuknął mi roczek na wosku. Tym do kety ofkors… 

Nie był to jakoś specjalnie bizi rok na rowerze, niecałe 6.4 kilo no ale pewne konkluzje i obsrywacje jak najbardziej się obesrały i skonkludowały xD 

Wosk ma swoje plusy dodatnie jak również plusy ujemne. 

Zacznijmy od tych negatywów, gdyż zawsze miło sobie wyjście osłodzić :p 

Przygotowanie łańcucha do woskowania jest absolutne KLUCZOWE. Przygotowanie, dodajmy, obsesyjne. Im lepiej wyczyszczony łańcuch tym dłużej będzie się odwdzięczał nienaganna kulturą pracy. Słoiki, rozpuszczalniki, odtłuszczacze, alkohole, myjki ultradźwiekowe… Wybór należy do wyborcy. Także jak ktoś ma słabe parcie, aby poświęcić miłe popołudnie na gimanstykę z rozmaitymi płynami, pojemnikami i maszynami generującymi mało przyjazny małżowinom usznym dźwięk to sugeruję daćsesiana.  

Wejściowy koszt do Klubu Woszczyny może być zaskakująco wysoki. Szczególnie jeśli zdecydowaliście się na inwestycję w myjkę wysokiej mocy z relatywnie zaufanego źródła. Nie wiem dokładnie jak to-to wygląda w Kraju-Raju, ale U-Dź-a, powiedzmy 100 watowa z podgrzewaczem i jeszcze dostatecznie dużą wanną aby utopić w niej kasetę to koszt 100-150 łabędzi. Dodajmy do tego slołkukera (25-35 elżbietek), jakiś odtłuszczacz (dyszka), termometr (15 funia za coś dorzeczy) oraz koszt samego wosku (£20-45 w zależności od wszywki) i nagle trzeba wypaskudzić nawet 250 funtów aby wystartować. Jest to coprawda opcja pełnotłusta i fulwypaśna, bez której można się również Zanużyć w Świecie Wosku (no pun intended…), ale warto brać to pod uwagę nadzieńdobry… 

Wosk to również system smarowania cierpiący na ciekawą formę ekhem.. rozdwojenia jaźni. Z jednej strony najlepiej sprawdza się w suchych warunkach, ale jak jest za sucho, albo jeszcze niedajpanie pyliście to zaczyna skrzypieć i wydawać dziwne dźwięki. No to wodą go c’nie? No tak, ale też nie tak do końca. Owszem, zmoczenie woskowanego łańcucha cierpiącego na suchoty ucisza wszelkie protesty ale co za dużo to niezdrowo. Pokrywa woskowa ma to do siebie, że, przynajmniej pierwotnie pokrywa (hehe…) łańcuch twardą, wodoodporną warstwą. Wszystko pięknie. Ale od pierwszego ruchu pedałem, Ba! od poprzeginania łańcucha wyciągniętego z gotowania, następuje stopniowa degradacja. Co za tym idzie woda, plus cotambądź przygodziło się na drodze/szlaku/ulicy zaczyna atakować wyeksponowany i nieodziany metal łańcucha. A to, pomimo buńczucznych zapewnień coponiektórych o braku wiary w takową, powoduje korozję. Można zainwestowac w łaćuchy pokrywane rozmaitymi wynalazkami odpornymi na rdzę, ale te właśnie mają tendencję do schodzenia dość szybko pod wpływem ultradźwieków. Jak z resztą anoda, polerki, lakierowania i inne rodzaje wykończeń powierzchniowych. Im silniejsza myjka, tym szybciej szlag to-to trafia. Dla ludzi o mocniejszych nerwach polecam wyniki napadu ultradźwiekowego zaobserwowane przez tego Jegomościa: 

… no i generalnie można zapomnieć o zabezpieczeniu kasety lub stalowych blatów przed wpływem Rudej Zośki, jakoże łańcuch woskowany jako-taki zostawia niemal zupełnie pomijalną pokrywę na innych elementach niż on sam.  

Czyli w skrócie, drogiem, czasochłonne i generalnie nieskuteczne? 

Tak ale nie do kuńca ;p

Przejdźmy zatem do pozytywów. 

Czystość napędu jest tu z zupełnie innej planety. Jakoże łańchuch jest traktowany woskiem od środka i cała reszta spływa zostawiając bardzo cienką, twardą powierzchnię, osadzanie się miksu nadmiaru medium smarującego z kurzem, pyłem, piaskiem, błotem i czymtamjeszcze jest pomijalnie mała. Dodatkowo, niewiele, jeśli wogóle cokolwiek czepia się całości. A to co jest dostatecznie czepliwe można bardzo łatwo spłukać paroma sikami z bidonu lub inszej niewysilonej sikawki. Potem szybkie przetarcie całości szmatkiem lub ręcznikiem papierowym i you are as good as new mate 😊 

Żywotność po jednorazowej aplikacji. Producenci różnych wosków deklarują przeróżne przebiegi jakich można się spodziewać z każdego gotowania. Czasem są to raczej ostrożne dekladacje w granicach 300-600km (Enigma, Silca czy Wolfblood) czasem dość wariacko brzmiące 1300-1600km (Rex Black Diamond Hot Wax). Deklaracje i testy w labie to jedno, ale ile można z tego wyciagnąć w realnym życiu? 350km przy takimse wypucowaniu łańcucha to w moim przypadku bezproblemowo osiągalny przebieg. W momencie zmiany napędu przyłożyłem się dość konkretnie do czyszczenia i odrazu się poprawiło. 743 i 805km – dwa łańcuchy, aby sprawdzić ogólną przeżywalność napędu jakoże… 

… żywotność napędu. Na zdrowy, chłopski rozum ma to sens. Mniej przyczepiania się czynników zewnętrznych do łańcucha, mniej tworzenia ściernej pasty będącej mieszanina błota i oleju czyli napęd powinień trzymać dłużej. O wiele dłużej. Najlepszy w kosmicznych deklaracjach jest tu Absolute Black, który sugeruje przebiegi do 25k przy użyciu swojego grafenowego wosku. Mój napęd aktualnie ma dopiero niecałe 3k, zatem nie wiem jak szybko przyjdzie mi sprawdzać ten konkretny plus. Także, jak to się tutaj zapodaje, tentatively YES… 

Generalnie rzecz ujmując wosk nie jest dla każdego. Nie zadziała, jeśli Twoja idea dbania o napęd to złapanie łańcucha w stary tiszert, przekręcenie kilka razy korbami do tyłu i polanie świeżego oleum. Tu się trzeba przyłożyć i to bez lipy. Czy warto? Według mnie tak, ale spokojnie zrozumiem, jeśli ktoś się ze mną nie zgodzi. Kwestia podejścia, priorytetów i pomysłów.  

Wiosna pomaleńku pojawia się na horyzoncie, zatem, byle do wiosny xD

PS.

Jasnadoopa… Czy ja pamiętam jeszcze jakieś polskie słowo będące zamiennikiem „pokrywy”??? Wtórny analfabetyzm, ot-co… 

Ten wpis został opublikowany w kategorii Warsztat, Workshop i oznaczony tagami , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Jedna odpowiedź na „Rok na wosku.

  1. Grabarz pisze:

    Wiesz, że śledzę 😉

    Doświadczenia w porównaniu do Twoich pomijalne, ale niektóre wnioski uzasadnione.

    Czyszczenie. Jak wiesz nietrudno mnie posądzić o różne przywary na „P”, w tym o swoisty pedantyzm. Do szejkowania się przykładam – i czynnościowo i odczynnikowo. Kilka sesji, zmiany nafty na ekstrakcyjną, ekstrakcyjnej na aceton, na koniec jakiś detergent i czysta woda. Mimo to zawsze wsadzenie do gorącej parafiny uwalnia chmurkę skrywającego się w najdalszych czeluściach sworzni szlamu. Na moje myjka US to jedyne skuteczne rozwiązanie, acz nie powiem, że słuszne – sam zauważasz wady. Żeby niedowiarkom uzmysłowić przypomnę historyję o której Ci wspomniałem – utrata uzębienia po kilku miesiącach higieny zestawem szczoteczka US + irygator. Plomby wypadli. Czy myjka, czy irygator, czy może zwykły przypadek…? No właśnie – przypadek? 😉

    Moc myjki. Tylko rzucam pod rozwagę. Moje dotychczasowe romanse z tematem US w zakresie zupełnie innym (starzenia alkoholi) pokazują, że kluczowa może być nie moc emitera, a częstotliwość. Najpopularniejsza na rynku 40-tka raczej niespecjalnie się sprawdza w „moim” temacie. I to akurat już sprawdzone przemysłowo i stosowane przez producentów rudej starzonej w dobę na pięciolatkę. Także ten… Temat otwarty do dalszej rozkminy.

    Nieprzyjazność rozwiązania dla użytkownika. Pamiętasz moje wątpie przed wakacyjną wycieczką wzdłuż północno-wschodniej części Tatczyzny? Czy brać kilka łańcuhów? Ale nie straszę – wygotowanie w parafinie, a potem kapanie każdego wieczoru Squirtem sprawdziło mi się świetnie. Póki co daleko mi do Twoich potencjałów nabożności w pielęgnacji napędu, ale skoro już mnie do wosku zachęciłeś, to opcja hybrydowa jest dla mnie optymalną. Trochę z tym jak z mlekiem w oponach – za pierwszym razem lejesz fest, a potem tylko uzupełnianie ubytków.

    Reasumując. Za inspirację masz u mnie sfermentowany jabłkowy kompocik w jakimś lokalu w Tatczyźnie. Czystość napędu i nogawek w codziennym użytkowaniu powodują, że ciężko mnie będzie na oleje namówić. Zostaję przy woskach w wersji plebejskiej – gotowanie raz na jakiś czas i uzupełnianie płynnym.

    P.S. Wtórny analfabetyzm? Wyborna krotochwila… Komu, jak komu, ale Tobie grafomańskie ciągoty pozwalają zachować miłą dla oka/ucha barwność języka.

    P.S.S. Nie wierzę w korozję, ale już się w tą koszulkę nie mieszczę 😀

Dodaj komentarz